Search
Close this search box.

Szykuje się (nie)ciekawa zima

Na początku chcielibyśmy przypomnieć Wam o dwóch bardzo istotnych kwestiach. Po pierwsze – motorem napędowym globalnej gospodarki są obecnie Chiny. Gdyby w Państwie Środka wydarzyło się coś złego, to żaden inny kraj nie przejmie na siebie roli lidera, bo nie jest w stanie. Po drugie – możemy analizować globalną gospodarkę pod różnymi względami, ale są takie elementy, które mają kluczowy wpływ na tempo jej rozwoju. Jednym z nich jest energia, a mówiąc precyzyjnie – jej koszt.

Skoro wyjaśniliśmy sobie te dwie podstawowe kwestie, to co powiecie na informację, że Chiny właśnie zmagają się z niedoborami energii?

 

Chińskie ograniczenia

Aby zrozumieć skalę problemu, należy przeanalizować co działo się w Państwie Środka w ciągu ostatnich kilku miesięcy.

W Chinach węgiel wciąż odgrywa dużą rolę. Aż 70% energii zużywanej w Państwie Środka pochodzi właśnie z tego surowca. Jednocześnie Pekin deklaruje, że będzie stopniowo ograniczał emisję CO2, co oznacza m.in. odejście od węgla. Efekt jest taki, że z jednej strony zapotrzebowanie na energię w Chinach rośnie i jest wyższe niż kiedykolwiek (Chiny wciąż są kluczową „fabryką” dla reszty świata), a z drugiej kraj stara się ograniczyć wydobycie węgla. Potwierdza to poniższy wykres na którym niebieskim kolorem zaznaczona jest produkcja węgla (prawa skala), a białym konsumpcja energii w Chinach. Jak widać, mimo że wydobycie wciąż wzrasta, to nie nadąża za konsumpcją energii.

Sytuację dodatkowo utrudnia fakt, że Chiny przestały sprowadzać węgiel z Australii. Taka decyzja była efektem sporu politycznego. To ważny wątek – Australia jest największym globalnym eksporterem węgla. Kooperacja tych dwóch krajów mogłaby rozwiązać sporą część chińskich problemów.

Chińczycy mogliby również próbować sprowadzić węgiel z Rosji, ale ta ma swoich kontrahentów, których musi obsłużyć w pierwszej kolejności. Jedynym plusem jest możliwość zwiększenia ilości węgla importowanego z Indonezji.

Problem nie ogranicza się do węgla. Południowa część Chin jest w dość dużym stopniu oparta o energię z elektrowni wodnych. Co więcej, są takie firmy, które widząc plan „dekarbonizacji” Chin, zdecydowały się właśnie tam ulokować swoją produkcję (przykład: prowincja Yunnan). Niestety, w tym roku późne rozpoczęcie pory deszczowej sprawiło, że trzeba było podjąć decyzję o racjonowaniu energii.

W całej tej sytuacji chińskie władze postępują bardzo konsekwentnie, a przywódca Xî Jinping dodatkowo ogłosił, że w trakcie zimowych igrzysk w Pekinie zamierza pokazać światu „błękitne niebo”. Rząd stara się za wszelką cenę dotrzymać słowa i surowo wymaga od poszczególnych prowincji by ograniczały emisje CO2, a co za tym idzie – ograniczały zużycie energii.

I tutaj dochodzimy do kilku przykładów z ostatnich tygodni, które oddają skalę tego co się dzieje:

1. Co najmniej 20 chińskich prowincji, które odpowiadają za ponad 66% produktu krajowego brutto, wprowadziło jakąś formę przerw w dostawach prądu. Zazwyczaj były one kierowane do przemysłu ciężkiego.

2. Przykład prowincji Guangdong (gospodarka większa od australijskiej). W tej chwili ogranicza produkcję prądu o 15 gigawatów, przy czym rekordowe zapotrzebowanie wynosiło tam 141 gigawatów i odpowiadało całej mocy zainstalowanej we Francji.

3. Prowincja Fujian będzie racjonować energię od 4 do 16 października. Znajdują się tam kluczowe huty stali.

4. Szok dotyczy też sektora spożywczego. Rozdrabniacze soi, które przetwarzają plony na oleje jadalne i paszę dla zwierząt, zostały zamknięte w tym tygodniu w mieście Tianjin.

5. Dostawcy Apple i Tesli wstrzymali w niedzielę (26 września) produkcję w niektórych swoich zakładach na terenie Chin.

Oczywiście ograniczenia w dostawach prądu mają też wpływ na życie zwykłych ludzi. W niektórych miastach wyłączone zostały światła na ulicach, co doprowadziło do powstania sporych korków. Z kolei prowincja Guangdong zachęca mieszkańców by polegali na naturalnym świetle, a także ograniczyli korzystanie z klimatyzatorów.

Jak widać, problem niedoborów energii jest spory. Z jednej strony nad gospodarką wiszą normy narzucone przez rząd, ale nawet gdyby uprzeć się na zwiększenie importu węgla zza granicy, to pozostaje jeszcze jeden problem. Węgiel w tej chwili jest dużo droższy niż było to rok temu.

To sprawia, że działalność wielu chińskich elektrowni przestaje być rentowna. W zeszłym miesiącu 11 producentów energii z północnych Chin zwróciło się do rządu z prośbą o podniesienie cen dla użytkowników końcowych. Przerzucenie kosztów na konsumentów to w tej chwili dość delikatny temat w Chinach. Ostatnia podwyżka cen energii (o 10%) miała miejsce w 2019 roku. Potem Narodowa Komisja ds. Rozwoju i Reform zarządziła zamrożenie podwyżek. Nie podano daty kiedy taka polityka miałaby się zakończyć.

Być może komuś przychodzi do głowy, że Chiny mogłyby w ostateczności po prostu zwiększyć własne wydobycie. Oczywiście rezerwy są dostępne. Niestety, nie da się ot tak, z dnia na dzień, znacząco zwiększyć wydobycia węgla.

Zostaje jeszcze jedno rozwiązanie – zwiększenie importu gazu. Niestety, także w tym wypadku mieliśmy do czynienia ze znaczącym wzrostem cen. Aby jednak zrozumieć wystrzał gazu, trzeba przyjrzeć się nieco sytuacji w Europie.

 

Europejski kryzys gazowy

Zacznijmy od tego, że walka z emisją dwutlenku węgla niesie za sobą konkretne zmiany. Poszczególne kraje w dużym stopniu przestawiają się na odnawialne źródła energii, a także gaz i w niektórych przypadkach uran. Zmiana jest tym silniejsza, im bardziej restrykcyjne są normy. Pod tym względem Europa jest w czołówce. Unia Europejska jest niezwykle konsekwentna jeśli chodzi o ograniczanie emisji CO2. Efekt jest taki, że od pewnego czasu państwa Europy Zachodniej stawiają na miks woda + wiatr + słońce + gaz. Z tej czwórki jedynie gaz może być określony jako stabilne źródło energii.

Dowodzi tego sytuacja jaka ma obecnie miejsce w Norwegii. W drugim półroczu 2020 roku kraj ten, mocno oparty o odnawialne źródła energii, był największym eksporterem energii elektrycznej w Europie. Tym razem sytuacja może ulec zmianie. Norweski operator sieci Statnett SF poinformował o niskiej produkcji energii i spadających zapasach. Ewentualny niedobór może ograniczyć eksport za granicę. Przypomnijmy, że z norweską siecią bezpośrednio połączone są Wielka Brytania, Niemcy i Dania.

Oczywiście problem nie dotyczy tylko tych konkretnych krajów. Chcąc sprostać unijnym restrykcjom, państwa UE muszą zadbać o dostawy gazu. Tutaj Norwegia deklaruje swoją pomoc i zwiększenie dostaw, ale to nie zmienia faktu, że europejskie rezerwy surowca są na bardzo niskim poziomie. Alternatywnym źródłem dostaw mogłaby być Rosja, jednak ten kraj skupia się obecnie na zaopatrzeniu własnej gospodarki i nie zamierza zwiększać dostaw na zachód Europy. Niewykluczone, że jest to element szerszej strategii. Ostatecznie gdzieś w tle kryzysu gazowego pojawia się temat nowopowstałego gazociągu Nord Stream 2, który przebiega po dnie Bałtyku i omija Ukrainę oraz Polskę. Unia Europejska w tej chwili może nadal trzymać się polityki dystansującej Rosję bądź też zrobić wszystko by uruchomienie gazociągu nastąpiło jak najszybciej. Kreml nie musi się nigdzie spieszyć. Ceny gazu i węgla rosną, a jeśli Europa nie będzie skora do złagodzenia swojego nastawienia, to Rosja po prostu sprzeda surowce Chinom.

W kwestii dostaw gazu do Europy, sytuację mogłyby uratować Stany Zjednoczone, kolejny znaczący producent gazu, jednak również i w tym przypadku pierwszeństwo mają „lokalne potrzeby”. W związku z tym, że popyt w USA bardzo mocno odbił po lockdownie, Amerykanie martwią się głównie o to, by w ich kraju nie zabrakło dostaw gazu. Zaopatrzenie innych krajów jest w takiej sytuacji kwestią drugorzędną.

To wszystko sprawia, że Europa musi liczyć się z rosnącymi kosztami dostaw gazu. Oprócz niej, o surowiec zabiegają przecież także opisane wyżej Chiny. Duży popyt z Europy i Azji skutkuje silnymi wzrostami cen gazu.

W najbliższych tygodniach rządy wielu europejskich państw będą musiały zdecydować się co zrobić z rosnącymi kosztami energii. Oczywiście w niektórych przypadkach politycy szybko zatwierdzą wzrost cen. Są jednak i takie państwa w Europie w których już dziś wydatki na energię przekraczają możliwości finansowe 15-20% gospodarstw domowych.

Pamiętajmy o jeszcze jednej kwestii – niezależnie od tego czy chodzi o Chiny czy o Europę, podniesienie cen energii zawsze działa w podobny sposób. W przypadku gospodarstw domowych rosną wydatki na podstawowe potrzeby takie jak ogrzewanie mieszkań. Zmniejszają się środki, które można przeznaczyć na typową konsumpcję. To z kolei oznacza spadek koniunktury gospodarczej.

 

Chiny i konsekwencje obecnej sytuacji

W zeszłym tygodniu pisaliśmy o sytuacji największego chińskiego dewelopera, tym razem temat jest zupełnie inny – dotyczy niedoborów energii. A jednak jest jedna rzecz, która łączy oba te zagadnienia. W obu przypadkach kluczowe dla dalszego rozwoju sytuacji będą decyzje podejmowane przez chińskich przywódców.

W przypadku problemu energetycznego widzimy co najmniej dwa rozwiązania:

1. Partia rządząca może trzymać się dotychczasowej polityki i regularnie wprowadzać ograniczenia dotyczące energii elektrycznej. Fabryki będą pracować w ograniczonym stopniu. Produkcja w Chinach spadnie. Według szacunków Goldman Sachs może to być spadek PKB o 1 pp. w 3 kwartale oraz o 2 pp. w 4 kwartale tego roku. A mówimy o najważniejszej gospodarce świata.

2. Chiny mogą też po cichu dogadać się z Australią w kwestii dostaw węgla, a w międzyczasie zwiększyć własną produkcję surowca. Część wzrostu kosztów energii zostanie zapewne przerzucona na odbiorców.

Niezależnie od tego, który scenariusz się zrealizuje, Chiny będą zabiegać o dostawy gazu co będzie podtrzymywało jego cenę na wysokich poziomach.

Uwaga: niezależnie od tego czy zrealizuje się scenariusz 1 czy 2, będziemy mieć inflacyjny impuls. W scenariuszu nr 1 będzie on wynikał z mniejszej ilości produkowanych dóbr. W scenariuszu nr 2 produkcja w Chinach będzie po prostu droższa. Tak czy inaczej: wzrosną ceny chińskich produktów. A przecież mówimy o głównej fabryce świata, w której codziennie swoje zakupy robią  Amerykanie czy Europejczycy.

( EDIT: W trakcie pisania artykułu z Chin nadeszła informacja, że wyższe koszty energii zostaną częściowo przerzucone na fabryki. A więc idziemy w stronę scenariusza nr 2, bo ostateczny koszt produkcji zostanie przerzucony na konsumentów. )

Konsekwencje takiej sytuacji będą więc znaczące. Weźmy przykładowego 30-latka z Hiszpanii. Niezależnie od tego czy żyje z zasiłku, czy akurat udało mu się znaleźć pracę (co nie jest oczywiste w młodym pokoleniu), to ewentualny wzrost rachunków za prąd będzie dla niego odczuwalny. Do tego będzie chciał kupić sobie iPhone’a, ale okaże się, że czas dostawy to 5 miesięcy, a cena i tak będzie znacznie wyższa niż przy poprzednim modelu. W takiej sytuacji jest duża szansa, że zdecyduje się on ograniczyć swoje wydatki na konsumpcję.

Chiny to klucz. To, co dzieje się w Państwie Środka należy śledzić ze szczególną uwagą. Na bazie ostatnich wydarzeń można stwierdzić, że ceny chińskich produktów wzrosną. W związku z tym możliwe jest, że lepiej radzić będą sobie lokalne spółki np. z Europy Środkowo-Wschodniej dla których Chińczycy stanowią konkurencje.

Poza cenami produktów,  pozostaje jeszcze kwestia ich dostarczenia. Okazuje się, że tutaj także są problemy.

 

Dostawy w opałach

Kwestię zerwanych łańcuchów dostaw poruszaliśmy już w artykule „Koszty transportu podbijają inflację”. Wspomnieliśmy tam również, że koszty transportu morskiego z Azji do USA i Europy wręcz eksplodowały.

Najnowsze informacje wskazują, że problemy logistyczne wciąż się utrzymują. Poniżej kilka najważniejszych informacji z komunikatu firmy Maerska, jednego z największych operatorów kontenerowych.

1. Firma zamierza zwiększyć flotę statków oraz omijać niektóre mniej znaczące porty, aby poprawić niezawodność dostaw.

2. Ze względu na niski poziom zapasów w magazynach w Europie i USA popyt na transport utrzyma się. Nawet jeśli liczba zamówień nieco spadnie to liczba przewożonych ładunków nadal będzie wysoko. Wszystko dlatego, że konieczne jest odbudowanie zapasów.

3. Dodatkowym czynnikiem napędzającym popyt w IV kwartale będą różne rodzaju święta w tym Boże Narodzenie.

4. Wzrost popytu na kontenery jest dużo większy niż wzrost ich podaży i taki stan utrzymuje się od drugiej połowy 2020 roku. Głównymi czynnikami wysokich stawek frachtowych są jednak zatory w portach. Średni czas oczekiwania statku w portach wydłużył się, w wielu przypadkach powodem były zakażenia koronawirusem.

W swoim komunikacie Maersk dał również do rozumienia, że klienci powinni z dużym wyprzedzeniem planować swoje zamówienia (w tym również świąteczne zakupy).

 

Wnioski

Powyższy artykuł dotyczy niezwykle istotnej kwestii. Ostatecznie dostęp do energii jest konieczny, by gospodarka mogła funkcjonować w normalny sposób. Na podstawie tego, co dzieje się obecnie w Chinach, możemy stwierdzić, że Pekin będzie stawał na głowie aby zapewnić sobie dodatkowe dostawy węgla i gazu. Chińczycy już teraz podejmują w tej kwestii konkretne decyzje. Przykładem jest ostatni duży kontrakt na dostawy gazu z Kataru. Problem polega jednak na tym, że będzie on obowiązywał od przyszłego roku. A z brakami energii Chiny zmagają się tu i teraz. Oczywiście pierwszym krokiem do rozwiązania problemu będzie przerzucenie cen na konsumentów (czynnik inflacyjny). Poza tym jednak Chiny będą musiały ten surowiec skądś sprowadzić, a zatem podniosą globalny popyt.

Jednocześnie w trudnej sytuacji jest Europa, która w obliczu nadchodzącej zimy będzie chciała za wszelką cenę zapewnić sobie dostawy gazu. W tle działają Rosja i Stany Zjednoczone, które nie są zbyt skore do zwiększania eksportu. A to naszym zdaniem oznacza, że rywalizacja o surowce energetyczne rozgorzeje na dobre, natomiast ceny gazu i węgla utrzymają się na wysokich poziomach w trakcie kolejnych miesięcy.

Cała sytuacja niesie za sobą znacznie więcej konsekwencji. W momencie zażartej walki o gaz i węgiel, zupełnie zmienia się podejście do uranu. Ludzie zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że demonizowany przez lata surowiec stanowi w tej chwili klucz do bezpieczeństwa energetycznego, co może potwierdzić chociażby Francja.

Mamy zatem dwa surowce – węgiel i uran, które według różnych ekspertów miały stopniowo znikać ze sceny, a tymczasem zainteresowanie nimi rośnie. To kolejny dowód, że na giełdzie warto interesować się lekceważonymi aktywami.

Kolejny wniosek jest dość oczywisty – odnawialne źródła energii są niestabilne. Część europejskich polityków nie chce jednak tego dostrzec. Oczywiście za ich ignorancję na końcu muszą płacić obywatele.

A teraz odejdźmy na moment od samych surowców energetycznych i spójrzmy szerzej. W zeszłym tygodniu pisaliśmy o schładzaniu rynku nieruchomości w USA. Teraz dostrzegamy problem z cenami energii, który przy okazji przełoży się na wzrost cen żywności. Dodatkowo niektóre banki centralne coraz częściej mówią o podwyżkach stóp procentowych, a Rezerwa Federalna planuje ograniczenie dodruku. Wszystko to, co się dzieje, powinno przełożyć się na stosunkowo słabe realne zwroty z rynków akcji w kolejnych miesiącach (chyba że doczekamy się nagłej zmiany narracji ze strony głównych banków centralnych).

Przypominamy też ważną kwestię dotyczącą konsumpcji – jeśli gospodarstwa domowe wydają coraz więcej na podstawowe potrzeby (energia, żywność) to na pozostałe wydatki zostaje coraz mniej. To niby oczywisty fakt, ale w kontekście gospodarek opartych na konsumpcji jest on niezwykle ważny.

Nie wątpimy, że wzrosty cen podstawowych produktów szybko przełożą się na nastroje społeczne, więc część rozwiniętych krajów uruchomi kolejny programy stymulacyjne. To będzie moment w którym metale szlachetne zaczną mocno rosnąć. Póki co jednak złoto, srebro i spółki wydobywcze spadają bo otoczenie jest dla nich fatalne (rosnąca cena ropy i planowane podwyżki stóp procentowych).

Warto wspomnieć jeszcze, że kryzys energetyczny bardzo wzmocni pozycję Rosji. Stanie się ona jednym z krajów rozdających karty. Tylko jak to możliwe? Kto pozwolił na to, by Rosja nagle dyktowała warunki zachodnim krajom? Przecież największe media od lat mówią, że Unią Europejską i Stanami Zjednoczonymi rządzą ludzie nieustępliwi względem Rosji. Oni na pewno nie pozwoliliby, by Kreml dyktował zasady gry. No, chyba, że media głównego nurtu od lat wprowadzają swoich odbiorców w błąd. Ale nie bawmy się w takie teorie spiskowe.

P.S. To pierwsza część artykułu dotyczącego kryzysu energetycznego i jego konsekwencji. W najbliższych dniach powstanie część druga w której rozważymy okazje inwestycyjne związane z obecną sytuacją. Tekst trafi do wszystkich aktywnych abonentów Kopiowania Ruchów Tradera.

 

Independent Trader Team

0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie komentarze

Powiązane wpisy